sobota, 16 kwietnia 2011

WYSZKÓW: Ferie w wyszkowskiej pedagogice osiedlowej - niekonwencjonalnej: -)

Już trzeci rok trwają w Wyszkowie zajęcia i spotkania z zakresu stretworkingu organizowane przez Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych „WIATRAK” działające przy WOK HUTNIK. Już trzecie ferie w których są realizowane projekty dofinansowane przez Gminę Wyszków i współpracującą ze Stowarzyszeniem Fundację „Wspólna Droga”. Dzięki owym działaniom i dofinansowanym projektom dzieci i młodzież wyszkowska miały okazję w sposób atrakcyjny spędzić ferie zimowe.

W czasie minionych ferii w zajęciach udział brało łącznie 14 osób dzieci i młodzieży. Działania pedagogiczne zostały rozszerzone o utworzoną a następnie rozbudowaną grupę dziecięcą pod przewodnictwem Ani Budki tzw. „Dzieciaki Ani” oraz powiększenie „Grajcyli składu” o kolejnych, aktywnych uczestników zajęć. W obydwu grupach praktycznie w każdy dzień ferii obywały się spotkania i zajęcia. I tak „Dzieciaki Ani” uczestniczyły w zajęciach świetlicowych, grach, zabawach również terenowych.

Frajdę miały w czasie miejskiej gry w podchody, zwłaszcza gdy trzeba było schować się w pozbawianej wody fontannie, znalazł się też czas na ciepłe kakao i ciastko w cukierni przy wesołych dowcipach i opowiadaniach, gdzie z pedagogami dzieciaki spędziły czas po jednej z gier terenowych.

Zwieńczeniem tego wszystkiego był zorganizowany przez obydwoje pedagogów za pośrednictwem MGBP wyjazd do Warszawskiego teatru „SYRENA” na przedstawienie „Królowa Śniegu”, którym dzieciaki były urzeczone...


Zaś młodzież z „Grajcyli składu” brała aktywny udział w zajęciach sportowych, siłowych, kondycyjnych, jak również w technicznych treningach Karate i Combat Kalaki.


Znalazł się czas na wspólne spotkanie i rozmowę przy pizzy, w czasie której można było podsumować pewien okres wspólnych działań i zaplanować następny. I tak jak dla dzieciaków największą atrakcją był wyjazd do teatru, tak dla młodzieży wyjazd na narty, na „Górę 4 wiatrów” pod Mrągowem. Po wcześniejszych, zimowych wyjazdach do Stacji Narciarskiej w Rybnie pod Łomżą, gdzie z wesołymi przygodami młodzież stosunkowo nieźle opanowała sztukę zjeżdżania na desce, przyszedł czas na zmianę i spróbowanie swoich sił na nowej i bardziej wymagającej trasie. Atrakcją była już sama jazda, która trwała w jedną stronę prawie 3 godz. przez pięknie ośnieżone i oświetlone promieniami słonecznymi tereny. Pogodę tego dnia mieliśmy wymarzoną..

A na miejscu szybkie wypożyczenie sprzętu i na stok, z którego roztaczały się malownicze widoki na zamarznięte jeziora, wzgórza porośnięte lasami i... na trasy zjazdu, które przyprawiły nas o mocniejsze bicie serca. Zaczęliśmy głośno się zastanawiać czy damy na nich radę ze swoimi umiejętnościami. No cóż, jedną czwórkę, która była pierwszy raz odesłałem na małe wzniesienie, by oswoiła się z nartami, pożegnałem się z chłopcami i odcinkiem, który brałem za łagodniejszy, ruszyłem w dół. Dobrze, że trasa zjazdu nie była w pełni ogrodzona, gdyż dzięki temu miałem możliwość zwiedzić brzeg jeziora, na który wyjechałem i zahamowałem sporo poza wyciągiem oczywiście ku uciesze patrzących. Chłopcy szybko dołączyli na deskach ćwicząc pady w trakcie zjazdu i dzielnie znosząc wszystkie parkowania w połowie stoku. Byliśmy pełni podziwu dla jednej z naszych niewiast, która mając pierwszy raz narty na nogach ruszyła na zjazd i z przygodami po trasie przepisowo zatrzymała się na samym dole. Wyczyn ten powtórzyła wielokrotnie. Karol, który wrócił z zimowiska w górach, wybierał sobie najtrudniejsze odcinki, a na nich wykonywał slalomy i podskoki. Ja po którymś z kolei już w miarę przepisowym zjeździe i podjechaniu wyciągiem na stok, zastaję chłopców w nasłonecznionym miejscu siedzących w gromadce na śniegu. Na moje pytanie, co się tak skupili, z lekkim uśmiechem odpowiadają – myśleliśmy trenerze, że my tu przyjeżdżamy jako doświadczeni i zaprawieni w zjazdach po poprzednim sezonie, a tu litość wzbiera jak patrzymy sami na siebie. Jednak nie trwało, to długo, wnet zobaczyłem ich szybko sunących na deskach. Chwilami zastanawiałem się, czy z takim pędem jadą nasi chłopcy. Czasem z wielkiej kurzawki śnieżnej któryś się podnosił, otrzepywał i kontynuował zjazd. Ja też hamowałem odwrotnym pługiem by nie być gorszym, ważne, że narty nie uciekły. Po upływie trzech godzin zaczęło naszych mocno ubywać na stoku. Coraz większym powodzeniem cieszył się czekający na nas bus. W końcu i ja oddałem narty i ruszyliśmy w drogę powrotną, w której jak zwykle było najpierw sennie po zmęczeniu i odurzeniu świeżym powietrzem, a później wesoło. Jednak zajęcia zaplanowane na dzień następny przełożyłem po tym, jak zobaczyłem wysiadających z busa. Ja też odczułem w mięśniach uroki białego szaleństwa. Jednak jeśli będzie jeszcze okazja jedziemy pełnym składem!

Po sportach zimowych i wyjeździe przyszedł dzień turystyki niekonwencjonalnej czyli survivalu. W znacznie mniejszym składzie ruszyliśmy prześlicznie oblodzoną doliną naszej rzeki Bug. Gruba warstwa lodu miejscami niezwykle przejrzystego ukazywała nam zarośnięte trawą dno. Na krzewach mocno przymarznięte wisiały płaty lodu (pozostałość po wysokim poziomie wody) tworząc niezwykłe, kryształowe groty pomiędzy, którymi pokazały się już wiosenne bazie. Znalazłem i takie miejsce, gdzie tylko mi znanym sposobem znalazłem się w wodzie i w tym momencie w sposób spontaniczny, ale szybki i fachowy chłopcy udzieli mi asekuracji pomagając stanąć na nogi. Ogólnie wszyscy byliśmy zaskoczeni ich wprawnym zadziałaniem, za co udzieliłem chłopakom pochwały, a oni sami stwierdzili, że nabierają doświadczenia.

Rozległe zamarznięte i ośnieżone nadbużańskie tereny zachwycają, wielki dęby na swych pniach posiadają niby lodowe spódnice, w innych miejscach są to wielkie lodowe stoły. Można pod nimi swobodnie się schować, a nawet zbudować swoiste iglo. Wszystko to mieni się w promieniach słońca. Czasami pomiędzy tym wszystkim przebiega bażant. W lesie wrąbujemy przerębel w lodzie opartym bezpośrednio na ziemi i rozpalamy ognisko. Przy nim kiełbaska pieczona, rozmowy, wesołe wspomnienia i bardzo szybko biegnący czas i pora powrotu do Wyszkowa.

W drodze powrotnej już w naszym mieście chwila podsumowania wypadu i ferii w cukierni przy ciastku i gorącym kakao. Chłopcy mają ciekawe pomysły, którymi dzielą się ze mną i snujemy dalsze plany wspólnych zajęć i wypraw.