niedziela, 8 września 2013

WYSZKÓW: Terapia, która niesie przesłanie


Czym jest uzależnienie i jak ważne są pasje w życiu przekonywali podopieczni ośrodka Monar, którzy z dwoma przedstawieniami wystąpili przed młodzieżą uczestniczącą w zajęciach w ramach tzw. pedagogiki ulicy.


Prezentacja odbyła się w byłym biurowcu fabryki mebli. Pedagogika ulicy, czyli streetworking to forma zajęć z młodymi ludźmi w ich środowisku, która w ramach wyszkowskich działań wiąże się również z częstymi wyjazdami, wycieczkami, udziałem w akcjach (Profilaktyka a Ty). Wspiera ją finansowo gmina Wyszków, a realizuje Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych „Wiatrak”.


Grupa teatralna Monaru to z kolei forma terapii dla tych, którzy starają się wyjść z nałogu narkotykowego. Mówią o wyzwaniach, przed którymi stanęli, wyrażają siebie, a jednocześnie niosą przesłanie. Opiekuje się nimi Urszula Roguska – autorka scenariusza i reżyser, grająca role w swoich przedstawieniach (o grupie teatralnej Monaru pisaliśmy więcej w nr 14/2013 „Wyszkowiaka”).
Kilkunastominutowy spektakl „Maski” to próba pokazania jak uzależnienie kusi, a potem obezwładnia, jak to, co wydawało się na początku spełnieniem, staje się więzieniem. „Historia pewnego szewca” to z kolei propozycja na życie, wskazanie, że bez pasji jest ono puste i, jak się możemy domyślić, łatwiej wtedy ulec używkom. 

- Dla człowieka wojna nie kończy się – cały czas walczymy z czymś – podkreślił zastępca burmistrza Adam Warpas, zaproszony na spektakl. – Zagrożenia są różne – uzależnienie, myśl, że się nie spełnimy. Ważne, by w tej wojnie nie było ofiar, by się nimi nie stać. Uczmy się od siebie nawzajem, a wiedzę tę przekazujmy innym.
- Poruszyliście mnie tym, co powiedzieliście i jak zagraliście. Byliście autentyczni i przekonujący – stwierdził z kolei prezes stowarzyszenia „Wiatrak” Artur Laskowski.
Grupa podopiecznych Monaru regularnie występuje w lokalnym środowisku, grali m.in. przed podopiecznymi Środowiskowego Domu Samopomocy „Soteria”, Świetlicy Śodowiskowej „Słoneczna”.  

Tekst i fot. Justyna Pochmara

WYSZKÓW: Pedagogiczny start w wakacje

Rozpoczął się jeż pierwszego dnia wakacji w sobotę 29 czerwca. Tego dnia z grupą młodzieżowa praktycznie w całym swoim składzie zapakowaliśmy się do busa i ruszyliśmy w drogę na spływ kajakowy rzeką „Bzura”. Start rozpoczęliśmy z Sochaczewa od spotkania z panem Krzysztofem Buczyńskim- mistrzem TAEKWOONDO, samotnym kajakarzem, którego wyczynu do tej pory nikt nie pobił. Krzysztof samotnie, kajakiem przepłynął Bałtyk. Brał udział w spotkaniu z wyszkowską młodzieżą u nas w Wyszkowie i stąd niektóre osoby z grupy już go znały. Miła rozmowa, krótka historia na temat zamku, a właściwie ruin zamku sochaczewskiego, kajaki na wodę i ruszamy żegnani przez pana Krzysztofa. A na pytania dokąd płyniemy odpowiadamy uśmiechnięci – nie wiemy, dokąd się da, dzień jest nasz, płyniemy dokąd starczy sił.

 
A rzeka jak wszystkie inne w tym roku. Koryto pełne wody, nurt bystry, kajaki szybko nim niesione pokonują szybko trasę. Przeszkód nie ma, pogoda dopisuje, rozglądamy się poszukując śladów historii. Tak dopływamy do miejscowości Brochów. Tu robimy postój, ochotnicy pilnują kajaków, a  z resztą grupy udajemy się do miejscowości, w której znajduje się b. ładny, zabytkowy kościół w stylu obronnym tzw. ‘Kasztel Brochowski”. Trzy  baszty  ze śladami kul po ostatniej wojnie ( w czasie bitwy nad „Bzurą” w …39 roku o miejscowość tą krwawe boje toczyła „Wielkopolska Brygada Kawalerii”), okalający kościół mur ze  strzelnicami, szeroka i głęboka fosa, pozostałości starego parku oraz tablice pamiątkowe informujące o ludziach, oddziałach i toczonych tu walkach dopełniały uroku tego miejsca.

 

Po tym postoju płyniemy dalej, słońce przypieka, rzeka bardzo kręta, zaczynamy odczuwać już zmęczenie, tworzymy tratwę z kajaków i niesieni prądem  rozmawiamy o toczonych tu walkach, niektórzy się posilają. Dopływamy do Witkowic, kolejnej miejscowości, w której toczono zacięte boje o zdobycie przeprawy przy wyrywaniu się z kotła nad Bzurą polskich wojsk i pomnik upamiętniający ppłk. Łukasza Cieplińskiego, który w 1939 r. z działka zniszczył 8 niemieckich czołgów. W tej miejscowości większość z naszej grupy już kończy spływ. Zostaje nas 8- mioro ochotników i postanawiamy płynąć dalej, przeszkadza czołowy dosyć silny wiatr, ale nie wracamy. Po 1,5 godz. szybkiego wiosłowania docieramy do miejscowości Kamion gdzie czeka na nas nasz pojazd. W tym m-cu wszyscy  już zgodnie kończymy naszą przygodę, chociaż już widać na wysokiej skarpie w Wyszogrodzie za Wisłą kościół i zabudowania. W linii prostej blisko, ale wodą klucząc pomiędzy wyspami jeszcze by się zeszło. Kończymy tu i już. Jeden z chłopców z grupy podsumowuje – fajnie się zaczęły te wakacje, pierwszy dzień i już taka przygoda… 

                                   
Dwa dni dzieciaków na rowerach.

Grupa dziecięca też nie próżnuje. Pod opieką swoich pedagogów  dzieciaki ruszyły na pierwszą, swoją wyprawę o zabarwieniu survivalowym.
Wyprawa na rowerach z unikaniem asfaltu, ze skupieniem się na przełajach i krosie. Poruszaliśmy się w dużej mierze po szlakach turystycznych zatrzymując przy najciekawszych miejscach. Duże zainteresowanie u dzieciaków wzbudziły ślady okopów z ostatniej wojny. Były zdjęcia i pytania, rowerowa wspinaczka na górę z kopalnią piasku i harce na obsypującym się stoku, zaś później spontaniczna radość w czasie zjazdu. Po dotarcie na miejsce noclegu nad Liwcem gdy p. Asia zrobiła kanapki nikogo nie trzeba było do jedzenia zachęcać. Po posiłku pierwsze samodzielne rozbijanie namiotów i towarzyszący temu śmiech. Chodziło głównie o powstające całkiem nowe i oryginalne konstrukcje, w których może nawet dało by się przespać. Po małej korekcie instruktorskiej stanęły już właściwe  namioty, których nie rozłożyła nawet dwukrotna, nocna ulewa.
Kąpiele w Liwcu, a szczególnie ta o zachodzie słońca najbardziej dzieciakom zapadły w pamięci oraz nocna rozmowa w namiocie ze wspomnieniem różnych, wspólnych przygód a także opowiadanie dowcipów. Sen przyszedł do nich szybko i nawet nie wiedziały iż w nocy przeszły dwie dosyć długie ulewy. Rankiem po śniadaniu chętnie zjedzonym obowiązkowa kąpiel i niestety pora wracać, ale jak to już zwykle w naszym przypadku drogą okrężną aby zwiedzić jak najwięcej. I tak sanktuarium w Loretto, Kamieńczyk z rynkiem i placem zabaw, a gdy już widzieliśmy zabudowania Wyszkowa to z różowych buziek dzieciaków coraz częściej dawało się słyszeć, że coś myślą o jakimś obiedzie zaś w momencie przybijania piątki na pożegnanie padały słowa- ale my to jesteśmy  hardkorowcy J.

Bagna….

I za niedługo mogli sprawdzić czy rzeczywiście.
Czwórka dziewcząt, czwórka chłopców, dwójka pedagogów i zarazem instruktorów i już naprawdę survivalowy rajd na bagna. Widać emocje wypisane na twarzach dzieciaków, setki pytań i przede wszystkim spontaniczna radość z tego co przed nimi oraz niecierpliwość kiedy wreszcie te bagna. A na bagnach wzajemne wpadanie na siebie i platanie się w gąszczu dwu, trzykrotnie przerastających ich traw, gubienie butów i coraz lepsze radzenie sobie z wykorzystywaniem kija. Szybko zapanowują nad swoimi niepokojami, nawzajem sobie pomagają i dopingują w trudniejszych chwilach, uczą się przy forsowaniu przeszkód wodnych po zwalonych pniach utrzymywać równowagę. Oganiając się od komarów szybko ich buźki zdobią paski i plamy błota różnej barwy – komandosi by się nie powstydzili. Wszystko to robią z uśmiechem, a sytuacji zabawnych nie brakuje. Ktoś się zawadza i leży w błocie, ktoś kogoś ochlapał w ciekawy sposób rzęsą wodną, jedna z osób z obawą przeskakuje ciek wodny, a po chwili gdy się udaje, śmiejąc się woła ja chcę jeszcze raz, ale fajnie! Na jednej z polan frajda dla wszystkich, czarne dojrzałe jeżyny, pychota!


Tu kilka chwil wytchnienia i pierwsze dotknięcie chłodu sygnalizujące, że czas już wracać. Robi się pochmurno i spadają pierwsze krople deszczu, ale na twarzach mimo widocznego już zmęczenia duże rogale uśmiechów. Czarne, wysokie pałki rosnące w jednym z rowów cieszą się wielkim wzięciem u dzieciaków, każde z nich chce mieć pamiątkę z wypadu, pomaga im p. Asia. Na wyłożonej kostką skarpie pod wiaduktem obwodnicy kolejna atrakcja- zjazdy na tyłku przy głośnym śmiechu. Godzinny marsz powrotny i dziwne, ale nikt w suche i czyste ubrania nie chce się przebierać, dzieciaki dumne z tego gdzie były i co przeżyły. Witając się z rodzicami towarzyszą wszystkim dosłownie salwy śmiechu i pytania kiedy będzie następny taki wypad. Pada bardzo fajne zdanie na pożegnanie. Takie wakacje, to wakacje….


Grupa pedagogiki niekonwencjonalnej działa w ramach projektu dofinansowanego przez gminę Wyszków - której składamy podziękowania za dofinansowanie, dzięki któremu odbył się opisywany wyjazd - i realizowanego przez Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych „WIATRAK”.