Rozpoczął się jeż pierwszego dnia wakacji w sobotę 29 czerwca. Tego dnia z
grupą młodzieżowa praktycznie w całym swoim składzie zapakowaliśmy się do busa
i ruszyliśmy w drogę na spływ kajakowy rzeką „Bzura”. Start rozpoczęliśmy z
Sochaczewa od spotkania z panem Krzysztofem Buczyńskim- mistrzem TAEKWOONDO,
samotnym kajakarzem, którego wyczynu do tej pory nikt nie pobił. Krzysztof
samotnie, kajakiem przepłynął Bałtyk. Brał udział w spotkaniu z wyszkowską
młodzieżą u nas w Wyszkowie i stąd niektóre osoby z grupy już go znały. Miła
rozmowa, krótka historia na temat zamku, a właściwie ruin zamku
sochaczewskiego, kajaki na wodę i ruszamy żegnani przez pana Krzysztofa. A na
pytania dokąd płyniemy odpowiadamy uśmiechnięci – nie wiemy, dokąd się da,
dzień jest nasz, płyniemy dokąd starczy sił.
A rzeka jak wszystkie inne w tym roku. Koryto pełne wody, nurt bystry,
kajaki szybko nim niesione pokonują szybko trasę. Przeszkód nie ma, pogoda
dopisuje, rozglądamy się poszukując śladów historii. Tak dopływamy do
miejscowości Brochów. Tu robimy postój, ochotnicy pilnują kajaków, a z resztą grupy udajemy się do miejscowości, w
której znajduje się b. ładny, zabytkowy kościół w stylu obronnym tzw. ‘Kasztel
Brochowski”. Trzy baszty ze śladami kul po ostatniej wojnie ( w czasie
bitwy nad „Bzurą” w …39 roku o miejscowość tą krwawe boje toczyła „Wielkopolska
Brygada Kawalerii”), okalający kościół mur ze
strzelnicami, szeroka i głęboka fosa, pozostałości starego parku oraz
tablice pamiątkowe informujące o ludziach, oddziałach i toczonych tu walkach
dopełniały uroku tego miejsca.
Po tym postoju płyniemy dalej, słońce przypieka, rzeka bardzo kręta,
zaczynamy odczuwać już zmęczenie, tworzymy tratwę z kajaków i niesieni
prądem rozmawiamy o toczonych tu
walkach, niektórzy się posilają. Dopływamy do Witkowic, kolejnej miejscowości,
w której toczono zacięte boje o zdobycie przeprawy przy wyrywaniu się z kotła
nad Bzurą polskich wojsk i pomnik upamiętniający ppłk. Łukasza Cieplińskiego,
który w 1939 r. z działka zniszczył 8 niemieckich czołgów. W tej miejscowości
większość z naszej grupy już kończy spływ. Zostaje nas 8- mioro ochotników i
postanawiamy płynąć dalej, przeszkadza czołowy dosyć silny wiatr, ale nie wracamy.
Po 1,5 godz. szybkiego wiosłowania docieramy do miejscowości Kamion gdzie czeka
na nas nasz pojazd. W tym m-cu wszyscy
już zgodnie kończymy naszą przygodę, chociaż już widać na wysokiej
skarpie w Wyszogrodzie za Wisłą kościół i zabudowania. W linii prostej blisko,
ale wodą klucząc pomiędzy wyspami jeszcze by się zeszło. Kończymy tu i już.
Jeden z chłopców z grupy podsumowuje – fajnie się zaczęły te wakacje, pierwszy
dzień i już taka przygoda…
Dwa dni dzieciaków na rowerach.
Grupa dziecięca też nie próżnuje. Pod opieką swoich pedagogów dzieciaki ruszyły na pierwszą, swoją wyprawę o
zabarwieniu survivalowym.
Wyprawa na rowerach z unikaniem asfaltu, ze skupieniem się na przełajach i
krosie. Poruszaliśmy się w dużej mierze po szlakach turystycznych zatrzymując
przy najciekawszych miejscach. Duże zainteresowanie u dzieciaków wzbudziły
ślady okopów z ostatniej wojny. Były zdjęcia i pytania, rowerowa wspinaczka na
górę z kopalnią piasku i harce na obsypującym się stoku, zaś później
spontaniczna radość w czasie zjazdu. Po dotarcie na miejsce noclegu nad Liwcem
gdy p. Asia zrobiła kanapki nikogo nie trzeba było do jedzenia zachęcać. Po
posiłku pierwsze samodzielne rozbijanie namiotów i towarzyszący temu śmiech.
Chodziło głównie o powstające całkiem nowe i oryginalne konstrukcje, w których
może nawet dało by się przespać. Po małej korekcie instruktorskiej stanęły już
właściwe namioty, których nie rozłożyła
nawet dwukrotna, nocna ulewa.
Kąpiele w Liwcu, a szczególnie ta o zachodzie słońca najbardziej dzieciakom
zapadły w pamięci oraz nocna rozmowa w namiocie ze wspomnieniem różnych,
wspólnych przygód a także opowiadanie dowcipów. Sen przyszedł do nich szybko i
nawet nie wiedziały iż w nocy przeszły dwie dosyć długie ulewy. Rankiem po
śniadaniu chętnie zjedzonym obowiązkowa kąpiel i niestety pora wracać, ale jak
to już zwykle w naszym przypadku drogą okrężną aby zwiedzić jak najwięcej. I
tak sanktuarium w Loretto, Kamieńczyk z rynkiem i placem zabaw, a gdy już
widzieliśmy zabudowania Wyszkowa to z różowych buziek dzieciaków coraz częściej
dawało się słyszeć, że coś myślą o jakimś obiedzie zaś w momencie przybijania
piątki na pożegnanie padały słowa- ale my to jesteśmy hardkorowcy J.
Bagna….
I za niedługo mogli sprawdzić czy rzeczywiście.
Czwórka dziewcząt, czwórka chłopców, dwójka pedagogów i zarazem
instruktorów i już naprawdę survivalowy rajd na bagna. Widać emocje wypisane na
twarzach dzieciaków, setki pytań i przede wszystkim spontaniczna radość z tego
co przed nimi oraz niecierpliwość kiedy wreszcie te bagna. A na bagnach
wzajemne wpadanie na siebie i platanie się w gąszczu dwu, trzykrotnie
przerastających ich traw, gubienie butów i coraz lepsze radzenie sobie z
wykorzystywaniem kija. Szybko zapanowują nad swoimi niepokojami, nawzajem sobie
pomagają i dopingują w trudniejszych chwilach, uczą się przy forsowaniu
przeszkód wodnych po zwalonych pniach utrzymywać równowagę. Oganiając się od
komarów szybko ich buźki zdobią paski i plamy błota różnej barwy – komandosi by
się nie powstydzili. Wszystko to robią z uśmiechem, a sytuacji zabawnych nie
brakuje. Ktoś się zawadza i leży w błocie, ktoś kogoś ochlapał w ciekawy sposób
rzęsą wodną, jedna z osób z obawą przeskakuje ciek wodny, a po chwili gdy się
udaje, śmiejąc się woła ja chcę jeszcze raz, ale fajnie! Na jednej z polan
frajda dla wszystkich, czarne dojrzałe jeżyny, pychota!
Tu kilka chwil wytchnienia i pierwsze dotknięcie chłodu sygnalizujące, że czas
już wracać. Robi się pochmurno i spadają pierwsze krople deszczu, ale na
twarzach mimo widocznego już zmęczenia duże rogale uśmiechów. Czarne, wysokie
pałki rosnące w jednym z rowów cieszą się wielkim wzięciem u dzieciaków, każde
z nich chce mieć pamiątkę z wypadu, pomaga im p. Asia. Na wyłożonej kostką
skarpie pod wiaduktem obwodnicy kolejna atrakcja- zjazdy na tyłku przy głośnym
śmiechu. Godzinny marsz powrotny i dziwne, ale nikt w suche i czyste ubrania
nie chce się przebierać, dzieciaki dumne z tego gdzie były i co przeżyły.
Witając się z rodzicami towarzyszą wszystkim dosłownie salwy śmiechu i pytania
kiedy będzie następny taki wypad. Pada bardzo fajne zdanie na pożegnanie. Takie
wakacje, to wakacje….
Grupa
pedagogiki niekonwencjonalnej działa w ramach projektu dofinansowanego przez
gminę Wyszków - której składamy podziękowania za dofinansowanie, dzięki któremu
odbył się opisywany wyjazd - i realizowanego przez Stowarzyszenie Inicjatyw
Społecznych „WIATRAK”.