poniedziałek, 21 listopada 2011

WYSZKÓW: Spływ z pochodniami

Noc, w którą wypłynęli, okazała się mroźna. Nad rzeką zaległa gęsta mgła, na kajakach osadzała się biała szadź, marzły palce rąk i nóg. Dlatego z radością przybili do brzegu tuż przed „Przerwańcem” by rozpalić ognisko, usmażyć kiełbaski, a przede wszystkim się ogrzać. Tak rozpoczynał się nocny „spływ z pochodniami” zorganizowany przez Klub survivalu WOK „Hutnik” we współpracy z Wyszkowską Wypożyczalnią Sportową.

Chcieli popłynąć nocą Bugiem – przeżyć jedyną, niepowtarzalną przygodę. Na start spływu dojechali z Wyszkowa wynajętym przez organizatorów busem. Przybyli z różnych stron – z Wyszkowa, Brańszczyka, Pułtuska, Warszawy. Byli też młodzi z grupy pedagogiki ulicy – bo Wyszkowska Wypożyczalnia Sportowa wyróżnia się społeczną wrażliwością: stwarza szansę osobom, dla których zwykła, komercyjna oferta jest niedostępna. Jest to tym ważniejsze, że młodzież z „Paki Grajcyli” coraz aktywniej i twórczo spędza czas, coraz chętniej bierze udział w rozmaitych eskapadach turystyczno-integracyjnych.

Spływ rozpoczął się w Tuchlinie. Każda z dwuosobowych osad odbijała od brzegu oświetlona pochodnią – by nie stracić się z oczu, stworzyć wyjątkowy nastrój. Płynęli w dół rzeki niesieni prądem i… zaufaniem do intuicji i wyczucia komandora spływu, Andrzeja Grajczyka. Noc i mgła zasłoniły inne sposoby umożliwiające orientowanie się w kierunku płynięcia. Co pewien czas kajak komandora zatrzymywał się przy brzegu – czekał na resztę, czy nikogo nie brakuje.


Co pół godziny następowało sprawdzanie, czy nikogo nie brakuje
fot. Andrzej Grajczyk

Po około dwóch godzinach do uszu płynących dotarł złowrogi pomruk kipieli na tzw. „Przerwańcu”. Masy niesionej przez Bug wody opadają tam dość stromo, jak na tę łagodną, nizinną rzekę, w kierunku Szumina. Po środku wartkiego nurtu rzeki znajduje się mnóstwo przeszkód utworzonych przez zwalone drzewa. Zakleszczenie na wystającej z wody gałęzi jest bardzo niebezpieczne – grozi wywróceniem, zalaniem wodą kajaka. Komandor zarządził tedy postój – na prawym, piaszczystym brzegu utworzonym przez wyschnięte, stare koryto. Zziębnięci kajakarze przywitali tę komendę z nie ukrywanym entuzjazmem. Po wyciągnięciu kajaków na brzeg, grupa udała się do miejsca przygotowanego zawczasu na nocne obozowanie. Znaleźli gotowe do podpalenia drwa. Wystarczyło przyłożyć pochodnię, by w chwilę potem wszyscy mogli zasiąść w kręgu i grzać się.


Mgła utrzymywała się do końca spływu
fot. Roman Pasierowski

Postój trwał długo. Nikomu nie chciało się odejść od ogniska, a rozmowy i żarty wciągały. Dopiero niedługo przed 4 nad ranem komandor dał ostatecznie hasło do zagaszenia ogniska i powrotu nad brzeg. Kajaki były całe białe – pokryte grubą warstwą szronu. Dla bezpieczeństwa nie popłynęli „Przerwańcem”. Znaleźli po drugiej stronie rzeki miejsce dogodne do wyjścia na brzeg. Tam wyciągnęli kajaki i… kilkaset metrów szli wzdłuż brzegu ciągnąc je za sobą. Nie musieli w to wkładać wiele wysiłku. Zadanie ułatwiła śliska, wilgotna nawierzchnia. Oświetlona karawana ciągnących brzegiem kajaki dość szybko dotarła do dolnego odcinka „Przerwańca”, w którym nowe koryto Bugu łączy się ze starymi rozlewiskami opasającymi letnisko Szumin. Co znamienne, dla większości płynących właśnie ta atrakcja okazała się jedną z milej wspominanych.

Nastąpiło wodowanie. Dla jednej z załóg skończyło się niespodziewaną… kąpielą w lodowatej wodzie. Sytuację szybko opanowano. Uczestnicy survivalowych spływów są przygotowani na takie „niespodzianki”. Zmoczeni poszli się przebrać, z zalanego kajaka opróżniono wodę i można było płynąć dalej.

Stopniowo się rozwidniało, ale widoczność tylko nieznacznie się poprawiła. Do Brańszczyka, gdzie zaplanowano postój, wpływali w gęstej mgle. Była 8 rano. Trzeba się było rozgrzać – pobiegać, pogimnastykować się, zaprawić na ostatni odcinek spływu.


Sunęli po gładkiej toni w ciemnościach i we mgle
fot. Roman Pasierowski

Mgła nie ustępowała i nie ustąpiła do końca. Wzrosło za to tempo spływu. By nie marznąć, energicznie wiosłowano. Pochodnie wygaszono, ale widoczność wciąż była ograniczona. Kto został zbytnio w tyle, mógł mieć problemy z orientacją. O konsekwencjach przekonały się trzy osady, które – na wysokości kamieńczykowskiego Suwca – zamiast spływać, przez długi czas… wiosłowały pod prąd.

Na plażę w Latoszku dotarli kwadrans przed 10-tą. Szczęśliwi, bogaci w przeżycia, radzi z tego, czego dokonali. Z tej radości, że to już koniec, jedna z uczestniczek dała nierozważny, ostatni krok przy wysiadaniu na brzeg. Skończyło się… kąpielą – w wodzie nie sięgającej kolan.

Artur Laskowski

Wyszkowska Wypożyczalnia Sportowa powstała staraniem Wyszkowskiej Wielobranżowej Spółdzielni Socjalnej SZRON, Fundacji rower.com i Klubu survivalu Wyszkowskiego Ośrodka Kultury „Hutnik” w ramach projektu dofinansowanego przez Ministerstwo Pracy w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.